No i miałem pisać przynajmniej raz na tydzień, ale nie dało się…
Naprawdę chciałem, ale złapało mnie — prawdopodobnie na skutek wcześniejszego przeziębienia — zapalenie stawu kolanowego. Ból przy tym był bardzo nieprzyjemny. Ja, jak zwykle zresztą, myślałem, że mi przejdzie, że jakoś to „rozchodzę” i spokojnie poszedłem jednego dnia do pracy, drugiego dnia do pracy… W końcu obudziłem się z takim bólem, że prawie spadłem podczas próby samodzielnego wstania. Postanowiłem iść do lekarza, dostałem środki przeciwbólowe i zaczęło się polepszać. Dostałem też tydzień zwolnienia lekarskiego, które wypadło oczywiście w czasie długiego weekendu i nakaz „nie nadwyrężać, najlepiej leżeć”. Świetnie… Leżałem więc, co nie uśmiechało się rodzinie, bo mnóstwo rzeczy do zrobienia, a ja sobie leżę…
Oczywiście nie leżałem bezczynnie, obejrzałem trochę zaległych filmów.
W końcu 7 maja poszedłem do pracy, a przy okazji zapomniałem zażyć lekarstwa. Koło południa kolano zaczęło mnie znowu boleć! Jakoś dotrwałem do końca pracy. Natychmiast po powrocie zażyłem
Olfen i niedługo ból minął. Ale zaczęło mnie to coraz bardziej martwić, bo zostało jeszcze tylko kilka tabletek, a co potem?
Poszedłem do pracy we wtorek i w środę. W te dni było bardzo zimno oraz deszczowo i oprócz kolana zaczęło mi dokuczać gardło. W czwartek wziąłem urlop, bo jechaliśmy na pogrzeb do Izdebek, a w piątek po pracy poszedłem znowu do lekarza. Wspomniałem o kolanie i obawach związanych z bólem. Dostałem skierowanie na zabiegi rehabilitacyjne. Zdążyłem jeszcze ustalić, że będę na nie chodził od poniedziałku bezpośrednio po przyjeździe z pracy.
Zobaczymy co z tego wyniknie.